Sam tytuł, pominąwszy jego dość irytującą wymowę i formę, zdaje się być naiwny, a jednocześnie prowokacyjnie bezczelny. Bo niby jakie filozoficzne, a nawet metafizyczne znaczenie może posiadać niewinna interpunkcja? Jakiż to ontologiczny(!) ciężar może nieśmiało się wychylać zza niepozornie majaczącego w gąszczu liter, w ferworze pośpiesznej lektury ledwo co dostrzegalnego, interpunkcyjnego znaku przystankowego?
Otóż może! Szczególnie jeśli chodzi o znak zapytania, którego postawienie bądź usunięcie potrafi radykalnie zmienić sens właśnie przeczytanego zdania. Już sam fakt jego zastosowania może nadto dużo mówić o intencjach autora. Chyba zatem miał rację F. Nietzsche, gdy swoim studentom zalecał powolne czytanie, coś w rodzaju przeżuwania (niczym wół albo krowa), tego, co ma być z uwagą dokładnie wyczytane, aby przypadkiem nic istotnego nie umknęło uwadze. Mały błąd na początku – jak to napisał inny „milczący wół” – może faktycznie okazać się wielkim na końcu. Zalecenie F. Nietzschego gwoli prawdy dotyczyło m.in. filologii klasycznej, ale dziś z powodzeniem może ono być zastosowane do jakiejkolwiek chyba sytuacji wymuszającej posłużenie się umiejętnością jakiegokolwiek czytania jakiegokolwiek tekstu.
Jest taki jeden znak zapytania, którego postawienie przy jednoczesnym (chyba nawet nagminnym) jego niedostrzeganiu jak i nie-do-wyczytaniu, zrobiło w dziejach ludzkiego myślenia zawrotną karierę.
W dialogu Timaios (27d-28a) Platon pisze tak: „[…] są więc […] najpierw do rozróżnienia te oto: jakieś będące zawsze, rodzenia zaś nie mające, i jakieś rodzone zawsze, będące zaś nigdy? To więc myśleniem z logosem objęte, zawsze tak samo będące, tamto znowu nieścisłym mniemaniem z doznaniem pomniane, powstające i niszczone, w istocie zaś będące nigdy[…]”.
Historia nadała temu zdaniu szczególną wymowę. Oto Platon mocą swego autorytetu czyni dogłębny podział rzeczywistości na dwa odrębne światy. Pierwszym z nich jest świat idei, mocny, jaśniejący w pełni i niezmienny; drugim nasz świat fizyczny, świat rzeczy i ciał, ledwo cień i podobizna tamtego, słabszy i podlegający nieustannej zmianie. Do tego stopnia inny, że w stosunku do pierwszego właściwie rzecz biorąc – co zresztą znajduje swoje miejsce i u samego Platona – nie jest. W tym kluczu ten pierwszy świat z oczywistych względów staje się w przeciwieństwie do drugiego dobrym, a przynajmniej – przyjmując mniej radykalny wariant – lepszym.
Konsekwencje tego podziału okazały się niebanalne. Historia ludzkiego namysłu pokazuje to równie dobitnie, począwszy od samego Arystotelesa. To w nim przywołany już F. Nietzsche upatrywał destrukcyjnej roli religii, swego rodzaju – jak powiadał – platonizmu dla ludu. Z niego także wypływa nader częste i chyba naiwne rozumienie metafizyki jako swoistej trans-fizyki, jako przekroczenie i konsekwentnie porzucenia tego, co definitywnie ponoć już przekroczone. W końcu stanowi on z grubsza rzecz biorąc bardzo obfite źródło całej apofatycznej refleksji, która na całe wieki zdefiniowała do pewnego stopnia kierunek myślenia większości chrześcijańskich teologów wieków średnich. Nie wspominając już nawet różnego rodzaju nurtów późnostarożytnej (i nie tylko) gnozy.
Platon jednak stawia w tym miejscu swych analiz znak zapytania. Czyni to nie bez powodu. Stawia pytanie, hipotezę, w ściśle określonym przez siebie celu. Jest nim analiza porządku. Znany z poczucia wielkiego humoru – czego wyraz daje wiele razy w swych dialogach – tym razem jednak zdaje się nie żartować. Stawia pytanie. Znak zapytania nie pojawia się tu z przypadku. A z drugiej strony dzieje pomijania tegoż znaku w filozoficznym namyśle jawią się jako żart. Żart tyle dobry, co okrutny.