Hilaria querens philosophiam

father-and-son-2258681_1920

Co roku 1 czerwca, w Dzień Dziecka, przypomina mi się ten dialog. Nie pamiętam już, a propos której profesji był mi znany na samym początku. Dialog, o którym piszę, dotyczy tytułowej filozofii i zawodu filozofa. Przypominam go sobie co roku również dlatego, że niektórzy tego dnia wspominają męczennika i apologetę z II w. n.e., Św. Justyna, którego ponoć dawne kalendarze liturgiczne tytułowały nawet: filozof i męczennik. Dialog ten rozgrywa się między synem i ojcem:

Tato! Jak dorosnę to zostanę filozofem!

Synku! Musisz się na coś w życiu zdecydować. Albo jedno, albo drugie…

Temat poważny, deklarowana profesja również, riposta cięta. Uśmiech pojawia się chyba naturalnie. Pewnie i dlatego, że filozof – jak Tales, z którego śmiała się pewna staruszka, że patrzy w niebo i w gwiazdy a nie widzi tego, co ma pod nogami – zawsze budził uśmiech politowania. Tak było od samego początku.

Ten dialog niesie jednak w sobie coś godnego zastanowienia. Jest on zapewne fikcyjny, jednocześnie nie można powiedzieć, że rozmowa taka jest zupełnie niemożliwa. Stąd budzi chyba pewien niepokój. Czy rzeczywiście to tylko niewinny żarcik? Spróbujmy się temu przyjrzeć.

„Jak dorosnę, to zostanę filozofem!”. Zdanie to jest złożone z dwóch zdań prostych, gdzie wskazany jest pewien porządek przyczynowo-skutkowy. To dziecko jest już najwyraźniej tego jakoś świadome: trzeba najpierw dorosnąć, a ponieważ jeszcze to nie ma miejsca, nie może zajść stan docelowy. Zmieni się to jednak, gdy ono dorośnie. Wtedy zrealizowany będzie zamiar wypowiedziany w analizowanym zdaniu. Kto tak mówi, ten deklaruje swoją przedfilozoficzną kondycję – jeszcze nie jest tym, kim chce. Ale wyznaczając sobie taki cel, przecież zna już to, do czego chce dojść. Znać to, czego brakuje, potrafić nazwać po imieniu to, co czego jeszcze nie ma, a co jakoś inaczej jest już obecne, to znak jego „dziecięcej” dojrzałości. W tej deklaracji jest jakaś odwaga i – jak by to napisał F. Nietzsche – wiedza radosna. Jakaś mądrość, która majacząc jeszcze przed, w oddali, okazuje się całkiem bliska. Ten chłopiec wiedząc, że jeszcze nie jest filozofem, okazuje się nim już wtedy, kiedy wypowiada te słowa.

„Musisz się na coś w życiu zdecydować! Albo jedno, albo drugie…”. Ten rodzic odpowiada z logiczną precyzją chirurga. Dysjunkcja ma to do siebie, że przyjmując jeden stan, drugi nazywamy absolutnie nieosiągalnym. Znać prawidła logiki i nieuchronność jej rozstrzygnięć to również wiedza. Rozumieć je i poddawać się jej prawidłom także. Ale dictum takiej wiedzy bynajmniej nie jest radosne. Jest wręcz fatalistyczne. Dorosły mówi inaczej niż dziecko. Mówi o tym, co – jak pewnie mu się zdaje – ma, ale czego najwyraźniej już nie zna. Jakaś to wiedza jest. Chłodna i gorzka.

Jeden zna to, czego (jeszcze) nie ma. Drugi (chyba jeszcze) ma, ale (już) tego nie zna. Kto w tej rozmowie ma bliżej do mądrości? W pewnym sensie obaj. I żaden z nich.

Ta dyskusja jest jak najbardziej poważna. Chociaż zaprawiona szczyptą złośliwości, wcale nie fatalistyczna. Poważna, a przy tym w sposób nieoczywisty pogodna. Permanentnie niepokojąca. Ma ona w sobie coś pitagorejskiego. Diogenes Laertios w I księdze Żywotów zapisał, że Pitagoras nie nazywał siebie mędrcem (sophos), ale tym który mądrości szuka i pożąda (philosophos). Ta rozmowa ostatecznie ma w sobie coś jeszcze z Anzelmowej wykładni, do której nawiązuje tytułowe: Hilaria querens philosophiam. Uśmiech i wesołość ciągle szuka mądrości, a ona – by nie popaść w fatalizm – nawzajem dwóch tamtych. Hilaria querens philosophiam. Philosophia querens seipsam

Share Button