Wielkie nadzieje pokładano przez wieki w filozofii, widząc w niej niezawodną nauczycielkę w wymagającej szkole życia. Dziś jednak nie brak krytycznych głosów dotyczących jej szczegółowych kwestii metodycznych, sensowności czy nawet możliwości i przydatności jej nauczania. Bo czy filozofii można w ogóle nauczać? Jaki jest sens i cel jej nauczania? Jak można wykazać postęp w nauce filozofii, jak go ocenić?
Filozofia uwikłana w różne prądy i nurty, po dziś dzień nie jest w stanie wypracować celów uniwersalnych, spójnych i jednoznacznych dla samej siebie, jednocześnie głośno podnoszącym kwestię swojej doniosłości i autocelowości. Poprzez poniekąd uprzywilejowany charakter nie czuje się ona w obowiązku nikomu uzasadniać, czy doprecyzowywać ani swoich celów, ani nawet sensu swojego istnienia. Filozofia cały czas z mozołem definiuje samą siebie, czego jednak ostatecznie nie potrafi dokonać, a potężne pokłady filozoficznej energii są nieustannie kierowane na roztrząsanie problemów wynikających z faktu jej istnienia. Poniekąd wynika to z jej natury, nie pozwalającej przyjmować za oczywistość żadnego sposobu myślenia, formy życia społecznego czy zastanych obyczajów. Filozoficzne sądy po dziś dzień mają prawo i odwagę radykalnie kwestionować potoczne oczywistości, bazujące na bezrefleksyjnym przyjmowaniu zastanego stanu rzeczy. Dzięki temu filozofia jest narzędziem do zerwania z hegemonią opinii, mniemań, nawyków i przesądów, które mechanicznie powtarzane wpędzają ludzi w ułudę pewności.
W czasach hellenistycznych i rzymskich doniosłość filozofii wprowadziła ją w publiczną przestrzeń edukacji, coraz bardziej nasyconą różnymi regułami i interesami. Przez długi czas udawało się pogodzić i znaleźć odpowiednio eksponowane miejsce dla tego, co subiektywne i filozoficzne w obiektywnym porządku przepełnionym zasadami i regułami.
Czasy nowożytne przyniosły jednak całkowicie nowe ujęcie myśli edukacyjnej. Doszło do zerwania tak bliskiej zażyłości między filozofią a edukacją, a w niektórych modelach nawet do negacji możliwości jakiejkolwiek współpracy. Popularność zyskały modele podważające konieczność czerpania z tez filozoficznych w edukacji, a z czasem nawet kwestionujące jakiekolwiek powiązanie między nimi. Filozofię zaczęto traktować jako zbędny balast, zarzucając jej wyobcowanie od świata, a oderwana od filozoficznej podstawy edukacja została poddana polityce oświatowej. To ona zaczęła teraz definiować i wyznaczać cele procesom edukacyjnym. To ona teraz decydowała czego i jak można nauczać. Edukacja zaprzęgnięta została do praktyk normalizowania, dopasowywania i nadzorowania. Wszystko to miało sprowadzić edukację do wolnych od wszelkich wartości technicznych oddziaływań i możliwych do zmierzenia efektów. Zasadniczym celem stało się spełnianie wymogów systemu, którego nie analizuje się krytycznie, ale który należy bezwzględnie przyjąć. Racjonalność instrumentalna (co myśleć) wyparła racjonalność refleksyjną (jak myśleć).
Filozofia, podejmując namysł nad sobą, przyjmuje przedmiot namysłu za ważny. Ważność ta zostaje potwierdzona lub zanegowana w trakcie dociekań, a wyznaczanie sobie ostatecznych celów, do których ma nas doprowadzić rozważanie, jest sprzeczne z ideą filozofii. Trzeba mieć odwagę, by wyruszyć w intelektualną drogę w nieznane, mimo że czasem wydawać się może ona drogą donikąd. Podobnie i cele filozofii nie mogą być narzucone odgórnie i traktowane jako ostateczne. Nie można ich określać według zewnętrznych kryteriów i stanowić rzeczywistości odrębnej od filozofowania. Arbitralne stanowisko w kwestii celów filozofii właściwe jest przecież jedynie jej samej. Próba nachalnego wtłoczenia nowożytnego rozumienia edukacji i nauczania spycha sformułowanie o „nauczaniu filozofii” w przestrzeń oksymoronów.
Na szczęście dostrzec można blade światło w ciemnościach. Poza celami i argumentami, które filozofia formułuje sama z siebie, dostrzec można też inne, pojawiające się jakoby przy okazji. Nie są jej one narzucane ani przedstawiane jako nadrzędne, ale mogą zostać zaakceptowane na płaszczyźnie dydaktyki i pedagogiki. One to sprawiają, że możemy dostrzec pozytywny wpływ nauczania filozofii na życie osobiste i społeczne. Takie rozpatrywanie walorów filozofii w języku oświatowym jest uprawnione, gdyż dydaktyka nie narzuca jej wówczas własnych celów, a jedynie odsłania aspekty filozoficzne cenne z jej perspektywy. Rozproszone treści filozoficzne dostrzec możemy na płaszczyźnie dydaktycznie sprecyzowanych i uzasadnionych kontekstów: wychowawczych, ideologicznych, światopoglądowych, naukowych, erudycyjnych, sprawnościowych. I chociaż z punktu widzenia oświaty filozofia być może nie istnieje dla samej siebie, jednak na pewno „po coś” warto jej nauczać.
Dyrektorzy szkół zapytani o motywacje wprowadzenia zajęć z filozofii w swoich placówkach wskazywali zazwyczaj możliwość kształtowania w uczniach umiejętności logicznego myślenia, a także sposobność do lepszego przygotowania wychowanków na wyzwania, które w przyszłości postawią przed nimi studia. Natomiast nauczyciele podkreślali możliwość kształcenia samodzielnego, krytycznego, twórczego i logicznego myślenia, lepsze rozumienie świata, ludzi i samego siebie, budzenie zdrowej dociekliwości, umiejętności krytycznego podejścia do stereotypów, rozwijanie umiejętności potrzebnych do funkcjonowania we współczesnym świecie oraz wykształcenie w uczniach wrażliwości moralnej.
Filozofii nie da się nauczyć jako odgórnie zadekretowanej, bezdyskusyjnej wiedzy, ale jakoby przy okazji dzięki filozofii wyposaża się ludzi w narzędzia potrzebne do samodzielnego myślenia i alternatywnego postrzegania rzeczywistości, innego niż nakazuje obowiązujący dyskurs. Bazuje się więc tutaj bardziej na kształtowaniu umiejętności niż tylko ogranicza się do przekazywania wiedzy. A refleksyjność i otwartość na różne punktu widzenia stanowią podstawę krytycznego myślenia… filozofii. I chociaż filozofii nie da się nauczyć, jednak warto się jej uczyć.